Warkocz losu wpleciony w obrączki

To, co było, jest i będzie

Mojry, Norny przędą nić
los oplata niczym wić
To, co było, jest i będzie
nie rozeznasz w życia pędzie

M. S.

Początki

Ludzie antyku i średniowiecza próbując wyjaśnić otaczającą ich rzeczywistość, często sięgali do personifikacji, nadawali otaczającym ich zjawiskom ludzkie cechy, starali się je nazwać, bo to, co nazwane, łatwiejsze jest do oswojenia.

Tak też było z ludzkim losem, podzielono znany czas życia na trzy części: to, co było, jest i będzie. Nadając im uosobienie w postaciach Mojr – w mitologii greckiej (Kloto, Lachesis, Atropos) oraz Norny – w mitologi nordyckiej (Urd, Werdandi, Skuld). Przedstawiano je jako trzy kobiety, tkaczki, które przędły złotą nić życia, władały One nad czasem i losem ludzkim, a przeciwstawianie się im nigdy nie przynosiło niczego dobrego. Nie mogły One istnieć oddzielnie, zawsze występowały razem, uzależnione współistnieniem.
W sztuce przedstawiane były często w sposób ukryty jako warkocze czy plecionki, okalające główne przedstawienie. Dla dawnych ludzi stanowiło to jasny przekaz o ich ciągłej obecności i władzy nad najważniejszymi wydarzeniami. Dziś widząc ozdobny ornament wokół jakiegoś przedstawienia, postrzegamy go jako element zdobniczy „wypełniacz”, czy to na kamieniach runicznych, czy to na pomnikach starożytnych greków, zapominamy, że miał wyjątkowe znaczenie w dopełnieniu treści, uwięzieniu jej i zamknięciu, bo przecież każda historia, choćby najpiękniejsza, podlega władzy czasu. Mojry i Norny splatały również z sobą ludzkie życia, więc w pewnym stopniu patronowały miłość.

Ulotnych, delikatnych nici ludzkiego losu dopatrywano się w babim lecie, zjawisku występującym jesienią

(zapraszamy także na: https://derecki.art/inkluzje-w-bursztynie/)

Jesień

Jesień, czas, gdy natura przechodzi w stan uśpienia, szykując się do nadchodzącej zimy. Okres ten, dla wszystkich ludów zamieszkujących w mniej przyjaznych strefach klimatycznych, kojarzył się z przygotowaniami do przeczekania trudnych warunków. Noce stawały się coraz dłuższe, dni coraz chłodniejsze. Nie dziwi, że kojarzona był z przemijaniem, ale i nadzieją na wiosnę, która musi przecież w końcu nadejść. Mrok, który ogarniał ziemię skłaniał do refleksji nad tymi, którzy odeszli. Czy i Oni, jak wiosna, kiedyś powrócą?

Obchodzono liczne święta skierowane ku przodkom, którzy udali się na wieczny spoczynek i znajdowali się już innej rzeczywistości, świecie duchów. Wierzono, że niekiedy, duchy nie odchodziły do końca, mieszały się w sprawy ludzi, bądź pokutowały za niezakończone sprawy. Im również poświęcano obrzędy, mające pozwolić oderwać się od świata doczesnego i iść tam, gdzie powinny. Znamy z literatury dziady, pominki, przewody, radecznice, zaduszki… Wielu etnografów wskazuje, że obrzędy takie, w szczątkowej formie, występowały jeszcze w XVIII/XIX wieku. Chrześcijaństwo nie wymazało ich ze świadomości, istniały, często przeplatając się z obrzędami kościelnymi. Nie było to sprzeczne, katolickie modlitwy za zmarłych, zwracanie się do świętych w potrzebie było bardzo podobne w swojej genezie. Zachowały się średniowieczne wytyczne dla księży, którym nie zalecano gromienia z ambony dawnych obrzędów, a wręcz w nich uczestnictwo, poprzez modlitwę pokazując, że rozmowa ze zmarłymi nie stoi w sprzeczności z naukami kościoła, a z czasem, obecność chrześcijańskiego duchownego mogła je przybliżyć do akceptowalnych form i przynosiło to skutek… Ofiary z jedzenia, palenie świętych ogni, przekształciły się w składanie kwiatów i palenie zniczy. Nie ujmowało to niczego z powagi dawnych świąt. Samo czwarte przykazanie mówi wszak o szacunku i kulcie przodków… 

Oryginalne obrączki „Texere” z motywem słowiańskim, wykonane z meteorytu i plecionego złota niczym warkocz panny młodej